Weekend na działce z dziećmi - kuchnia błotna
wtorek, 24 maja 2016, 16:33
Matka chciwie wciąga powietrze nosem. Rety, jak tu pachnie. Bzem, lasem czającym się tuż za płotem, mokrą jeszcze od rosy ziemią. Rozkłada koc i chwyta promienie wiosennego słońca. Słychać pszczoły brzęczące w ogródku. Obok, w kubeczku, pyszna kawa z babcinego ekspresu i babska książka. Nudy na pudy.
Matka kocha nudę. Ten stan, gdy nic nie trzeba, a wszystko można. Gdy czas zwalnia. Gdy nic się nie dzieje. Nawet starszego Bachora zapisała do Strasznie-Nudnego-Przedszkola. Nic tam nie ma ciekawego – ani kolorowych plastikowych zabawek migających światełkami, ani zajęć z francuskiego, sztuk walki czy tańca nowoczesnego, które szczelnie wypełniłyby dzieciakom czas nie pozwalając na chwilę nudy, ani wycieczek żadnych. Nic tylko bawią się piachem, kawałkami drewna i ręcznie szytymi przez matki lalkami. No i bułki czasem pieką. Albo chleb. To ważne, trzeba przecież jakoś wyżywić rodzinę.
* * *
- Mamusiu, plose, tu masz pizze. I bułkę. Z masełkiem chcesz czy z dżemem?
- Z dżemem – Matka wyściubia nos znad książki.
- Plose, o tu masz – mówi Miętus i wyciąga łapkę z foremką pełną piasku. – Tu masz pomidolki – mówi pokazując kamyki, którymi posypuje „pizze”.
- Mniam, pycha. Daj troszkę Tacie.
Za chwilę Tedi biegnie z łopatką pełną piachu i krzyczy – Am! Am! Am! – i prawie siłą próbuje wepchnąć ja do buzi rodzicielki.
- Mniam, pychotka Tedi – oblizuje się ze smakiem Matka a jej wredna część podpowiada – Zanieś też tatusiowi trochę. Ucieszy się na pewno, bo bardzo jest głodny.
* * *
W każdej wolnej chwili staramy się uciec z miasta. Na wieś, na działkę do Babci Grażynki. Do lasu, do Babci Beny. W każdy weekend. W każdy wolny dzień. Na wakacje – KLIK.
Celowo nie zabieramy ze sobą zabawek. Nie organizujemy Bachorom rozrywek. Niech kombinują, sami wymyślają sobie zabawy, niech poznają co to nuda i jak jej zaradzić. Baba Grażynka powtarza uparcie: inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi. Więc niech ćwiczą w ten sposób swoją inteligencję. No i ćwiczą.
Żeby tak całkiem nie ćwiczyły po próżnicy, Matka postanowiła skierować ich energię na właściwe tory. Niech Bachory gotują. Złapią bakcyla i kto wie, może za kilka lat naprawdę upichcą Matce jakąś jajecznicę. Matka przypomniała sobie jaką atencją Miętus darzył plastikową kuchenkę, w czasach, gdy okazjonalnie pomykał do żłobka. Tak! Trzeba im kuchnie zrobić.
* * *
Mają chłopcy u Babci dobrze. Jak w niebie. Ekologiczny plac zabaw rzec by można. Jest piaskownica, jest prosta huśtawka, jest miejsce na ognisko i trochę słomy, do której Miętus z Kuzynem strzelają z łuku. Jest pies, cierpliwy niezwykle, któremu można piłkę porzucać i wytarmosić za uszy. Jest Babcia, która zabierze na spacer. No ale przede wszystkim jest Dziadek Ryś. A Dziadek ma warsztat i narzędzia.
Niech więc Dziadek, z Tatą Chłopców i Bachorami do pomocy, kuchnię błotną zrobi - wymyśliła chytrze Matka widząc już oczami duszy te wszystkie bezy Pavlova, które dzieci w przyszłości jej upieką, te kaczki nadziewane jabłkami i żurawiną, te gołąbki z liści winogron robione małymi paluszkami.
I podsypała Matka Dziadkowi garść inspiracji na kuchnię błotną. Zobaczcie sami, jakie cudna można zrobić. Najprostsze materiały, stare miski, dziurawe garnki i przydomowy plac zabaw gotowy.
Więcej zdjęć z pomysłami na kuchnię błotną znajdziecie na naszym pintereście - KLIK, zapraszamy :)
15 komentarze
Kuchnia błotna pierwszej klasy, tylko pozazdrościć. Chyba skopiujemy pomysł, jak pojedziemy do Dziadków :-)
OdpowiedzUsuńJeśli zrobicie własną to koniecznie się pochwalcie jak Wam wyszła! My, jak skończymy naszą, też się pochwalimy :)
UsuńDzieci chyba nigdy się nie nudzą :-)
OdpowiedzUsuńZwłaszcza te młodsze! Coś w tym jest :) Ale z takimi szkolnymi to już rożnie bywa - ciekawe czy to szkoła i proces socjalizacji zabija ciekawość świata i wieczną chęć zabawy czy po prostu wyrasta się z tego...
UsuńWOW!! Co jedna kuchnia to fajniejsza :) Najlepsze jest to, żę chyba dzieci wtedy lepiej się bawią, gdy same sobie to zorganizują ;)
OdpowiedzUsuńPewnie tak, choć u nas to trudne bo Tedi ma dopiero półtora roku. Na razie jesteśmy na etapie konstrukcji drewnianej i jej malowania, maluchy są strasznie przejęte i bardzo w tym uczestniczą ;)
UsuńMojej córcie tez by się taka praca spodobała :)
UsuńJakie cudowne te kuchnie! Wspaniała zabawa dla dzieciaków. Moje na pewno byłyby wniebowzięte:)
OdpowiedzUsuńPamiętam moją taką kuchnię z dzieciństwa, a w zasadzie cały domek - to był raj! Szkoda, że eleganckie trawniczki często zabierają dzieciom przestrzeń do zakładania takich miejsc. Przypominałaś mi tym wpisem, że warto 'zapuścić' jakiś kąt w ogrodzie, zanim on sam będzie wiał uporządkowaną nudą. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńświetne te kuchenki błotne! pamiętam, jak u Babci Gieni, gdzieś za szklarnią z goździkami, z jakiś starych cegieł i desek, budowaliśmy takie kuchenki :) a zamiast drzwiczek w szafeczkach wieszaliśmy ścierki wyniesione ukradkiem z babcinej kuchni :) a za naczynia służyły nam dziurawy rondelek i patelnia bez rączki :) to była zabawa!
OdpowiedzUsuńnie przepadam za gotowaniem, ale taką kuchnie bym mogła mieć w ogródku, a co!
OdpowiedzUsuńuwielbiałam placki z błota! robić, rzecz jasna :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na kuchnię ;) Takie weekendy są najlepsze, bez zabawek, kiedy zdajemy się tylko na własną kreatywność :)
OdpowiedzUsuńCałkiem jak z mojego dzieciństwa. Ja mogłam z piaskownicy nie wychodzić.
OdpowiedzUsuńTaka kuchnia to marzenie mojego dzieciństwa! :)
OdpowiedzUsuń